Polscy kierowcy ciężarówek, którzy utknęli w brytyjskim Dover, i jego okolicy są załamani. Najprawdopodobniej świąt nie spędzą w domach! To wynik pojawienia się nowej mutacji koronawirusa w Wielkiej Brytanii i decyzji Francji, która ogłosiła, że wstrzymuje połączenia pasażerskie i transport towarowy z Wysp. - Wydzwaniamy, gdzie się da, ale nikt się nami nie interesuje - powiedział w rozmowie z nami Arkadiusz mieszkaniec powiatu starachowickiego ( nazwisko do wiadomości redakcji).
Dziś mogę powiedzieć, że to będą z dużym prawdopodobieństwem pierwsze moje święta poza domem. Tutaj jest kilkanaście tysięcy kierowców w podobnej sytuacji. Wiarygodne informacje dostajemy ze stron internetowych z Francji i Wielkiej Brytanii. Teraz wiem, że Francuzi zaczęli puszczać swoich kierowców ale pozostali cały czas czekają. Ja utknąłem na jednej z dróg dojazdowych do autostrady prowadzącej do przejścia granicznego, do tunelu pod kanałem.
Niestety to czekanie nie przebiega w komfortowych warunkach. Nie mamy toalety, od kilku dni żaden z nas nie był pod prysznicem nie mówiąc juz o cywilizowanym załatwianiu własnych potrzeb. Stoimy na drodze dojazdowej i możemy liczyć tylko na lokalnych mieszkańców. Wczoraj jedna Pani przyniosła po pakiecie czegoś świeżego do jedzenia bo widziała w jakich warunkach tutaj bytujemy.
Są wśród nas koledzy, którzy są załadowani i ten towar jeżeli ma krótki termin przydatności nadaje się do wyrzucenia. Zresztą odbiorcy dzwonią i mówią, że teraz to już go nie potrzebują bo czekali przed świętami. Teraz nikt tego nie sprzeda. Jeżeli chodzi o testy to z naszych informacji wynika, że zaczęli je przeprowadzać w dwóch punktach, na nieczynnym lotnisku i w okolicach głównej autostrady. Testy ma przeprowadzać wojsko.
Oczywiście, że rodzina płacze. W moim przypadku to pierwsze święta poza domem, mieliśmy z żoną plany jak każdy, prezenty odwiedziny u najbliższych. Teraz wierzę, że na drugi dzień świąt uda się dojechać ale takiej pewności nie mam - dodaje Pan Arkadiusz.
Większość południowo-wschodniej Anglii, tak jak miejsce gdzie jesteśmy znajduje się na najwyższym poziomie restrykcji epidemicznych, kawę można kupić, ale tylko na wynos. Poza tym miejsce to jest dobre na godzinny postój, ale nie na spędzenie kilku dni, a już szczególnie świąt Bożego Narodzenia. Cały czas wierzę, że może nie na Wigilię ale na pierwszy, drugi dzień świąt uda się dojechać do Polski, na szczęście zostaje nam kontakt telefoniczny i video z rodziną - mówi nam Pan Arkadiusz.
Bohater naszej rozmowy, Pan Arkadiusz do swojego rodzinnego domu wrócił w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia o godzinie 3:00 nad ranem. Po kilku dniach mógł wziąć prysznic i spędzić ostatni świąteczny dzień z rodziną.