Jeden post na grupie, ponad 1200 udostępnień, setki spontanicznych reakcji różnych ludzi. Historia zaczyna się od ojca i jego nastoletnich córek, rodziny która w starachowickim szpitalu znalazła się z powodu zarażenia koronawirusem. Pochodzą z Bogorii, niewielkiej miejscowości położonej 60 kilometrów od Starachowic. O ich sytuacji wolontariuszy Widzialnej Ręki poinformowały pielęgniarki ze szpitala. Reakcja naszej grupy była niesamowita opowiada Max Ciszek, założyciel i jeden z administratorów Widzialnej Ręki w Starachowicach.
Nie mam słów aby opisać to co dzisiaj się stało. Widzialni i Niewidzialni jesteście niesamowici. W ciągu dosłownie paru godzin mieliśmy wszystko dla tych ludzi, którzy znaleźli się w dramatycznej sytuacji. To jest coś wspaniałego, nie tylko to, że za chwilę mamy 500 udostępnień, ale ważne jest to, że to jest realne i za moment są ludzie co pomagają. Jak zwykle Krzysiek Korpik wyprzedził wszystkich, wielki szacun, za chwile zjawiła się reszta ekipy, która mogła. Telefon się urywał, coś wspaniałego. To chyba dla nas, tych co założyli tą grupę, największe podziękowanie to, że jesteśmy wszyscy razem. Bo więcej nas łączy niż dzieli - czytamy w emocjonalnym wpisie administratorów grupy.
Wszystkie dary trafią do rodziny dziś po południu. To co zostanie postaramy się zagospodarować dla innych rodzin w potrzebie.
Maxa zapytaliśmy też co z grupą po pandemii koronawirusa? Takiej siły nie możemy zmarnować - odpowiada. Wszystko zaczęło się w połowie marca, w ciągu kilkunastu godzin było nas już ponad tysiąc. Dziś to prawie pięć tysięcy osób, bez barw politycznych, różnych wyznań i poglądów. Łączy nas jedno- chcemy pomagać.